Pamiętam długie godziny w ciszy, kiedy mój synek był jeszcze niemowlakiem. Siedziałam godzinami w fotelu, karmiąc go piersią lub tuląc do snu… Ja, On i Cisza. I galopujące myśli w głowie…
Dobrze pamiętam ten szczególny rodzaj frustracji, który się wtedy we mnie pojawiał: co mam robić w tej ciszy? Myśli galopowały jak szalone albo do przeszłości albo do przyszłości. Bez ustanku coś mieliły, rozkminiały, tworzyły scenariusze, gdybały w nieskończoność… Matko! Ta męcząca cisza…
Co w tym trudnego?
Pamiętam również bardzo dobrze dwie sytuacje z moimi klientkami, które wspierałam w procesach rozwojowych. Obie matki, pracujące, zabiegane, każda z zupełnie innym życiem, temperamentem, ale obie w kryzysie egzystencjalnym.
Po jednej z sesji poprosiłam M., by znalazła czas miedzy naszymi spotkaniami i pobyła sama ze sobą. Miał to być taki czas tylko dla niej, bez dzieci, męża, domowych obowiązków. M. przyjęła wyzwanie. Po pracy poszła na długi spacer, po jakimś czasie usiadła w kawiarni Wedla, zamówiła pyszną, gorącą czekoladę. Cisza. Ona sama. Nikt niczego od niej nie chciał… Mogła spokojnie pobyć, tylko ZE SOBĄ. Jednak myśli nie dawały jej spokoju, galopowały i podsuwały obrazy: czego jeszcze nie załatwiła, co jeszcze dzisiaj powinna zrobić, w czym pomóc dzieciom, etc.
E. natomiast zaprosiłam do innego doświadczenia: miała 3 min (na początek jedynie 3min) wytrzymać w milczeniu stojąc przed lustrem, obserwując uważnie swoją twarz, emocje jakie będą się pojawiać, odczucia płynące z ciała… Miała pozwalać myślom swobodnie przepływać, nie zatrzymując się na żadnej z nich. Nie wytrzymała po minucie W CISZY sama ze sobą. Jak to tak, w ciszy, zupełnie nie nic nie robiąc? Natłok myśli, głównie oceniających, krytycznych, ale też strasznie wybiegających w przyszłość, zwyciężył. Przerwała doświadczenie.
Moje doświadczenie z CISZĄ...
Doskonale też pamiętam jedno z trudniejszych, a zarazem niezwykłych moich doświadczeń z CISZĄ. W pewnym bardzo trudnym momencie swojego życia, zadecydowałam się na udział w Rekolekcjach Ignacjańkich. Są one formą rekolekcji w całkowitym milczeniu. Oprócz tego, że przez cały czas ich trwania się milczy, nie używa się telefonu, nie czyta książek, gazet, nie słucha radia (nawet budzący rano budzik, nie był tym z telefonu, a takim tradycyjnym, stojącym na szafce przy łóżku).
Korzysta się jedynie Z CISZY. Ze skupienia. Milczenia. Bycia. Dni wypełnione są w dużej mierze ćwiczeniami duchowymi, opartymi zwłaszcza na medytacji i kontemplacji. Była to dla mnie wspaniała przygoda – ścieżka do poznania siebie i spotkania z sobą samą. Do zrozumienia tego, co działo się w moim życiu…
Nigdy wcześniej nie medytowałam.
Nigdy wcześniej nie kontemplowałam (na taką skale).
Nigdy wcześniej nie przebywałam tyle dni w ciszy i milczeniu.
Było to bardzo trudne! A jednocześnie mądre, ubogacające, dające jasność, klarowność, lekkość. Takie… SACRUM.
Każdego dnia był też przewidziany czas dla siebie, oczywiście również spędzany w całkowitym milczeniu. Wykorzystywałam ten czas na długie spacery. Chodziłam w ciszy, sama ze sobą, a w głowie kołatały mi natarczywe pytania: Dlaczego? Dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego dotknął mnie tak ciężki kryzys? Dlaczego tak bardzo cierpię? Dlaczego nic nie działa? Co będzie dalej? Dlaczego wszystko się wali? Dlaczego jest nie tak, jak trzeba? Dlaczego, dlaczego, dlaczego??? Rozliczałam się, dręczyłam, szukałam winnych, oskarżałam głownie siebie, ale też Boga. Byłam pełna pretensji, żalu, smutku, gniewu, wściekłości – wypełniała mnie maksymalnie wybuchowa mieszkanka emocjonalna.
Przychodzi odpowiedź...
Nagle, w pewnym momencie tego BYCIA W CISZY, ODDANIU SIĘ JEJ, ZAUFANIU JEJ, usłyszałam w sobie odpowiedź: byś się zatrzymała. Ale tak naprawdę. ZATRZYMAŁA.
Wcześniej żyłam na ogromnych obrotach. Pracowałam jako dyrektor sprzedaży, zarządzałam największą placówką w Polsce, flagowym oddziałem firmy. Pracowałam po 10 h dziennie. Tempo, w którym żyłam było zawrotne. Do tego codzienny stres, presja, budowanie wyniku, dowożenie sprzedaży – jednoosobowa odpowiedzialność za cały oddział. Dawałam z siebie wszystko, dzięki temu odnosiłam bardzo dobre wyniki. Niestety kosztem siebie, zdrowia, domu, relacji… Wtedy chyba nie umiałam inaczej… Nie miałam tej świadomości i wiedzy, którą mam dzisiaj. Po kilku latach tak szaleńczego tempa pracy mój organizm wystawił mi rachunek. I tak miesiąc po bajecznym, wymarzonym ślubie zachorowałam (moja historia).
A w głowie milion myśli na sekundę...
Pracując na co dzień z drugim człowiekiem, głównie z kobietami, widzę i słyszę pod jak ogromną presją aktywności żyją na co dzień. Robią bardzo dużo i dają z siebie jeżeli nie wszystko, to niemalże wszystko…
Otwierają rano oczy i biegną. Z otoczenia dociera do nich mnóstwo wrażeń, bodźców, impulsów. Zadań, obowiązków, planów do wykonania. Wszystko trzeba robić, wszędzie być. Wszystko NA JUŻ, a jeszcze lepiej NA WCZORAJ. Mało kto potrafi się zatrzymać, żeby po prostu być, wsłuchać się w ciszę, bez dodatkowych sygnałów z zewnątrz.
W pogoni mija każdy dzień, kończy się i zaczyna kolejny. W takim pędzie gubimy się, tracimy kontakt z własnymi potrzebami, zagłuszamy odczucia płynące z ciała, racjonalizujemy sobie, że tak musi być. W głowie milion myśli na sekundę – nerwowo skaczących myśli niczym małpy z drzewa na drzewo. W tej gonitwie człowiek skupia się jedynie na tym, co myśli, a nie na tym, co czuje, czego chce, co wybiera. Mając kontakt tylko ze swoimi myślami, tracimy kontakt z głosem serca, przez co zatrzymujemy się jedynie na powierzchni życia, nie schodząc w głąb siebie.
Czy miałaś może okazję słyszeć o maksymach delfickich?
Maksymy delfickie, zwane także Przykazaniami siedmiu mędrców, są zbiorem krótkich przysłów, które miały zostać wyryte na kamiennej płycie stojącej przed świątynią Apollona w Delfach. Maksymy te są najstarszym dydaktycznym tekstem mądrości greckiej. Są niezwykle lapidarne – większość składa się z 2–3 słów.
Oto wybrane z nich:
- Znaj właściwy czas
- Bądź sobą
- Wiedząc mów
- Władaj sobą
- Ćwicz rozum
- Nic w nadmiarze
- Szanuj siebie
Oraz słynne: Poznaj samego siebie – gnothi seauton – co oznacza: poznaj samego siebie, poprzez zatrzymanie i przyjrzenie się temu, co masz w środku.
Zatrzymaj się. Bądź w ciszy. Przyjrzyj się temu, co masz w środku, czego potrzebuje Twój organizm, zobacz, w którą stronę masz dalej zmierzać.
Moje ZATRZYMANIE wymusił na mnie mój kryzys. Ciężki, Długotrwały. Zrobił to bardzo brutalnie, ale w tamtym momencie tak silnie oporowałam, że pewnie nie dało się inaczej… Dzisiaj wiem, że to wszystko było PO COŚ. Mając takie doświadczenie dzisiaj zachęcam Cię, byś nie czekała na kryzys. Byś nie poddawała ciągłej próbie swojej wytrzymałości. Byś nie balansowała na granicy.
Jak może pomóc Ci CISZA?
Cisza daje szansę na konfrontację z czymś, co jest dużo głębsze w naszym życiu niż działanie, bieganie, robienie.
To wspaniała okazja, by usłyszeć: Kim jesteś? Czego potrzebujesz? Za czym tęsknisz? Jakie masz wartości? Na ile obecnie realizujesz je w swoim życiu? O czym marzysz?
Cisza to zaproszenie do wejścia na drogę słuchania serca, żeby odkryć, kim jest się naprawdę i co stanowi sens mojego życia.
Cisza daje możliwość, żeby się zastanowić, co tak naprawdę jest we mnie. Jakie mam myśli, jakie plany na dziś, co mi się śniło, czym się karmię, jakie są moje wartości i cele, czego bym chciała więcej, a czego już NIE chcę dłużej w swoim życiu znosić.
Cisza to zrobienie stop-klatki, by przyjrzeć się własnym myślom. Ze spokojem. Z dystansem. By zobaczyć na ile są one wspierające, a na ile ograniczające. Przeanalizować czym nas karmią, jakiego rodzaju przekonaniami.
By zobaczyć czemu poświęcamy najwięcej energii w życiu.
By dojść do refleksji, że to, za czym tak biegamy z wywieszonym językiem, ma dla nas mniejsze znaczenie niż to, co jest wewnątrz nas.
By mieć coraz więcej kontaktu z tym, co się pojawia nie tylko w naszych uczuciach, emocjach, w naszym ciele.
Zatrzymaj się. Zaprzyjaźnij się z CISZĄ. Posłuchaj jej…
Cisza. Kiedyś nie widziałam, co z nią robić. Jedyne co przychodziło mi do głowy to uciekanie od niej albo zagłuszanie jej.
Dzisiaj wiem, że nie ma innej drogi, żeby zobaczyć, kim jesteś. Jaka jesteś. Jakie są Twoje potrzeby, wartości, cele, marzenia. Wchodząc w ciszę, świadomie zatrzymujesz galopujący umysł, który produkuje milion myśli w różnych kierunkach. Dajesz przestrzeń, by postawić sobie ważne pytania i usłyszeć na nie odpowiedzi.
Bardzo dobrze wiem, jak trudno jest poskromić umysł, a w nim szalejące i dokuczliwe myśli. Ale też wiem, że są na to sposoby. Zachęcam Cię do POSZUKANIA SWOJEJ CISZY. Do ufnego i odważnego korzystania z niej.
Zajmij swoją uwagę CISZĄ.
Zaryzykuj.
Przyjmij wyzwanie🧡
Dodaj komentarz